Uprawa ziemniaka - Deszczownia jak polisa
Dodano: 20.12.2021, 09:27
Stabilność plonu i dochodu, jaki zapewnia możliwość deszczowania, to podstawa uprawy ziemniaka, zwłaszcza przy wysokich kosztach jego produkcji.
Nadmierne lanie wody sprawdza się tylko w polityce – tak żartobliwie o swoich doświadczeniach z nawadnianiem ziemniaków mówi Tomasz Piszczałka z miejscowości Raków na południowym skraju Wielkopolski. Wspólnie z żoną prowadzą gospodarstwo o powierzchni 70 ha, co roku uprawiają ok. 30 ha ziemniaków, resztę w strukturze zasiewów stanowią zboża. Rolnik od 2010 roku dostarcza ziemniaki przeznaczone na chipsy do firmy Lorenz Bahlsen, której przetwórnia i przechowalnie znajdują się w oddalonych o 100 km od gospodarstwa Stanowicach k. Oławy.
Najważniejszy start
– Najważniejsze jest rozpoczęcie deszczowania w optymalnym terminie. Jeśli wejdziemy w pole z deszczownią zbyt wcześnie, ziemniak rozleniwia się, rośliny mają duży komfort i domagają się deszczowania – mówi Piszczałka. Rolnik do takich wniosków doszedł w ostatnich suchych latach, którym towarzyszyły wysokie temperatury. Gospodarz zaobserwował, że ziemniaki podlewane jako ostatnie dłużej poszukiwały wody i miały lepiej wykształcony system korzeniowy. Efektem tego była zdecydowanie lepsza tolerancja na stres związany z brakiem wody i wysoką temperaturą. – Ma na to wpływ także genetyka, są takie odmiany, które przy optymalnych warunkach wilgotnościowych, ale przy wysokiej temperaturze po prostu usychają – dodaje rolnik.
Piszczałka uważa, że kluczem do sukcesu w tym zagadnieniu jest takie prowadzenie uprawy, aby zmusić rosnące ziemniaki do rozwoju systemu korzeniowego i poszukiwania wody. – Deszczowanie jest ostatnią deską ratunku, to nie jest antidotum na wszystko – zaznacza Piszczałka.
Rolnik przygotowanie pola pod ziemniaki rozpoczyna już po żniwach. W jego gospodarstwie okopowe przypadają zawsze po zbożach, słoma jest pocięta, musi być równomiernie rozłożona. Później przychodzi gnojowica, w gospodarstwie utrzymywanych jest 60 loch w cyklu zamkniętym. – Z roku na rok Excel pokazuje, że z opłacalnością trzody jest coraz gorzej, ale w moim przypadku hodowla jest ważną bazą nawozową – dodaje rolnik.
Poplon spulchnia glebę
Ściernisko uprawiane jest broną talerzową, później wysiewany jest poplon. To mieszanka głęboko korzeniącej się rzodkwi oleistej, gorczycy i facelii. W tym roku dodany będzie jeszcze słonecznik. Przed zimą wykonywana jest głęboka orka.
Wiosną, gdy tylko pozwala pogoda, na pole wjeżdża zestaw, który składa się z kultywatora zawieszanego na przednim TUZ oraz agregatu z tyłu. Kolejna uprawa tym samym zestawem ma miejsce przed sadzeniem. W czasie sadzenia ten sam kultywator zawieszony jest przodu. W efekcie tego pole jest trzykrotnie spulchnione na głębokość ok. 25 cm.
W czasie sadzenia ziemniaki są zaprawiane i od 5 lat podawany jest nawóz startowy Timac Physiostart w dawce 25 kg/ha. – Zaobserwowałem, że starter korzystnie wpływa na rozwój systemu korzeniowego – dodaje Piszczałka. W pierwszym roku nawóz podawany był w co drugą redlinę, więc różnice można było łatwo zauważyć.
Deszczownia od 2014 roku
Deszczownia Irtec z wężem o długości 420 m i średnicy 75 mm pojawiła się na podwórku Piszczałki w 2014 r. – Ta maszyna jest dla mnie jak polisa. Muszę ją mieć, ale najbardziej cieszę się, gdy stoi na podwórku – zaznacza rolnik. Nasz rozmówca informuje, że gospodaruje na nisko położonym terenie i deszczowanie jest konieczne tylko w bardzo suchych latach. Grunty gospodarstwa rozmieszczone są w promieniu 10 km od podwórka, woda dostępna jest na części pól w pobliżu siedliska. – Nie chciałem większej deszczowni, długość węża jest wystarczająca, na najdłuższych polach hydranty zasilające są w połowie długości. Większa średnica węża to większe dawki polewowe i bardziej wydajna pompa – wylicza Piszczałka.
– Gdy zrezygnowaliśmy z hodowli bydła, łąki nie były nam potrzebne, w najniżej położonych miejscach postanowiłem na dwóch polach wykopać staw, aby uregulować stosunki wodne – wspomina Piszczałka. Urobek z dwóch stawów o powierzchni ok. 600 m2 każdy i głębokości ok. 1,5 m posłużył do wywyższenia innych, znacznie mniejszych zaniżeń na pobliskich polach. – Zależało nam na zwiększeniu powierzchni gruntów ornych, decyzja podjęta przed dziesięcioma laty okazała się strzałem w dziesiątkę – informuje nasz rozmówca. Oczywiście, zanim maszyny wjechały na pole w celu pogłębienia obniżonego terenu, rolnik przygotował niezbędną dokumentację, tj. operat środowiskowy i pozwolenie wodnoprawne.
Korzystny zakup
W roku 2014 odbiorca ziemniaków, z którym współpracuje rolnik, przygotował dla swoich plantatorów program zakupu deszczowni. – To był wyraźny sygnał do działania, warunki zakupu były bardzo korzystne, w pojedynkę nie kupiłbym deszczowni za taką cenę – dodaje rolnik. Jeszcze wtedy nie widział konieczności posiadania instalacji do nawadniania ziemniaków, ale dziś nie żałuje tej decyzji. Ta inwestycja miała przynosić korzyści obu stronom: odbiorca ma zapewnioną bazę surowcową, a rolnik w miarę stabilny plon i dochód. Program zakupu deszczowni dla plantatorów był tak korzystny, że rolnik rozliczał się z odbiorcą ziemniaków dopiero jesienią, po odstawie surowca. – Zakup deszczowni odbył się bez najmniejszego obciążenia finansowego, nie musieliśmy się o nic martwić – wspomina rolnik.
Wtedy okazało się, że wybudowane niedawno stawy będą idealnym źródłem zasilania deszczowni. – Po trzech latach w 2017 roku Piszczałka skorzystał ponownie z tego samego programu, przygotowanego dla plantatorów. – Tym razem zbudowaliśmy 1200 m podziemnego rurociągu przesyłowego wraz z przyłączami hydrantowymi – informuje rolnik.
Zalety wody ze stawów
– Najważniejsze jest to, że gdy podlewany ziemniaki, mamy ogrzaną wodę – wylicza rolnik. Zaletą stawów usytuowanych w naturalnych obniżeniach jest to, że woda samoczynnie do nich nachodzi w szybkim tempie. – Znajomi rolnicy, którzy korzystają z wód głębinowych, muszą sięgać po nią coraz głębiej. Poza tym woda cały czas jest bardzo zimna, podlewają tylko w nocy, aby uniknąć szoku termicznego – informuje rolnik. Zresztą jego deszczownia też pracuje tylko nocą, bo niższa temperatura ogranicza parowanie i z reguły słabną wiatry.
– W czasie nawadniania stosuję dawki ok. 30–35 l/m2 i podlewam pola 2-, czasami 3-krotnie w sezonie – informuje rolnik. Gdyby chciał zastosować wyższe dawki, woda zacznie spływać, poza tym mocno obniża się wtedy jej poziom w stawie i musiałby czekać 2–3 dni aż podniesie się do poziomu umożliwiającego bezpieczny pobór.
Woda do deszczowni podawana jest spalinowym agregatem pompowym. – Gdy deszczownia pracuje, agregat zużywa ok. 100 l ON na jedną noc – wylicza rolnik. W tym roku na podwórko ma trafić nowy, spalinowy agregat pompowy, którego parametry pracy rolnik będzie mógł kontrolować na smartfonie. Gdy nawadniane są pola przylegające do stawu, woda z agregatu trafia bezpośrednio do deszczowni. Niekiedy konieczne jest budowanie krótkich naziemnych linii przesyłowych. Deszczownia podaje wodę na szerokość 52 m.
– Elektronika reguluje szybkość zwijania węża, więc dawka polewowa jest taka sama w początkowej i końcowej fazie zwijania bębna – informuje rolnik. W określeniu dawki posługuje się zwykłym deszczomierzem. Poza tym na bieżąco śledzi prognozy pogody, ale mówi, że w ostatnich latach opady występują lokalnie, więc prognoza nie jest istotnym czynnikiem decydującym o rozpoczęciu deszczowania.
Woda ma wpływ na jakość
– Aby ziemniak miał najlepsze parametry jakościowe, chodzi o optymalną dla odbiorcy zawartość skrobi, musimy znaleźć złoty środek pomiędzy dawkami wody i terminami kolejnego deszczowania. Nadmiar wody obniża zawartość skrobi – mówi rolnik. Duży wpływ na ten parametr ma także nawożenie. Odbiorca, z którym współpracuje Piszczałka, wymaga dostarczenia aktualnych analiz zawartości składników odżywczych dla każdej działki, na której w danym roku będą uprawiane ziemniaki. Na ich podstawie, zależnie od odmiany, planowego terminu zbioru i zakładanego plonu odbiorca przygotowuje zalecania nawozowe. W efekcie tego każde pole nawożone jest indywidualnie, różnymi dawkami. Na całej powierzchni wysadzany jest kwalifikowany materiał sadzeniakowy.
– Co roku, zależnie od odmiany i stanowiska, celujemy w plon ok. 30–35 t/ha netto – informuje rolnik. Plon netto oznacza surowiec najwyższej jakości, za który odbiorca płaci rolnikowi. Plon całkowity oczywiście zawsze jest wyższy. Wymagany przez odbiorcę kalibraż wynosi 35–80 mm, ziemniaki za małe i za duże rolnik musi odebrać zawsze bezpośrednio po dostawie. – Zamawiając transport ciężarowy, zawsze płacimy w dwie strony, samochód musi wrócić na podwórko z odsortowanymi na przyjęciu ziemniakami. To podnosi koszty – mówi rolnik. Surowiec do odbiorcy dostarczany jest także ciągnikiem i przyczepami. Każda partia dostarczonych ziemniaków oceniana jest oddzielnie. – Zawsze pobierana jest próba ok. 25 kg, zabezpieczana w specjalnej skrzynce i znakowana kodem kreskowym. Ziemniaki poddawane są ocenie dopiero po 4–5 tygodniach – informuje rolnik. Chodzi tutaj o weryfikację uszkodzeń i obić bulw, które powstają podczas zbioru. Z próby oceniana jest także zawartość skrobi, cukrów redukcyjnych, zanieczyszczeń, średnia wielkość bulw itd. Te wszystkie czynniki mają wpływ na ocenę tzw. bonitację, od której zależy końcowa cena za surowiec.
Większa część małych ziemniaków odsortowana jest podczas zbioru na rolkach stołu selekcyjnego. W tym czasie ludzie na kombajnie muszą także wyłapywać ziemniaki zielone, uszkodzone i bardzo duże, powyżej 80 mm. Ten surowiec trafia do zakładów produkujących skrobię.
Delikatny zbiór
– Zbiór ziemniaków na chipsy wymaga wyjątkowej troski. Pierwszy przenośnik prętowy kombajnu pracuje bez wytrząsania – informuje rolnik. Mówi, że najgorsze są suche lata, gdy na przenośnik wraz z ziemniakami trafiają grudy ziemi. – Mogę przed zbiorem uruchomić deszczownię, ale wtedy spada zawartość skrobi, poza tym skórka robi się miękka i ziemniak jest bardziej podatny na uszkodzenia. Nie ma tutaj złotego środka – mówi Piszczałka. Ziemniak na kombajnie musi być jak najdalej transportowany wraz z ziemią.
Kolejny czynnik to eliminacja obić podczas spadania bulw do zbiornika i wyładunku na przyczepy lub samochód ciężarowy. – Przyczepy i naczepa z zaprzyjaźnionej firmy spedycyjnej wyposażone są w maty elastyczne – informuje rolnik.
Autor: Dawid Konieczka
Artykuł pochodzi z 2/2021 Ziemniaki topagrar