Używane ładowarki teleskopowe - Na co zwrócić uwagę przed zakupem?
Dodano: 31.05.2021, 00:00
Zakup używanej ładowarki to niełatwa sprawa. W każdej maszynie, niezależnie od marki, jest kilka kluczowych punktów, którym trzeba się gruntownie przyjrzeć przed podjęciem decyzji o zakupie.
Zakup używanej ładowarki to niełatwa sprawa. W każdej maszynie, niezależnie od marki, jest kilka kluczowych punktów, którym trzeba się gruntownie przyjrzeć przed podjęciem decyzji o zakupie.
W temacie maszyn używanych, tym razem bliżej przyglądamy się ładowarkom teleskopowym. Maszyny tej konstrukcji to sztandarowy sprzęt w gospodarstwach hodowlanych. Poza typowymi pracami załadunkowymi można je wykorzystać wszechstronnie, począwszy od pomocy w pracach budowlanych, na pielęgnacji gałęzi drzew kończąc.
Szeroki wybór
Każda z marek ma słabe punkty – wskażemy je nieco później. Decydując się na kupno używanej ładowarki, nieważne jakiej marki, trzeba zwrócić uwagę na kilka stałych punktów. Zasada jest taka: wszelkie łatwo zauważalne niedoskonałości, np. luzy na sworzniach karetki mocowania osprzętu, czy luzy na drążkach układu kierowniczego to najniższe koszty, z jakimi trzeba się liczyć, kupując używaną maszynę.
Decyzji o kupnie nie można podejmować pochopnie. W obrębie każdej marki trzeba obejrzeć kilka maszyn i porównać ich wyposażenie i możliwości. Każda z marek ma kilka wersji wyposażenia, które różnią się mocą silnika i wydajnością pompy hydraulicznej. Zdradzają to takie szczegóły, jak np. stały przepływ na gniazdach zasilania osprzętu, czy funkcja pływająca osprzętu itd.
Pierwsze wrażenie
Na początek trzeba sprawdzić, czy w miejscu, gdzie zaparkowana była maszyna, nie ma plam oleju. Każdy wyciek to pretekst do zbicia ceny, oczywiście, wszystko zależy od nakładu robocizny na usunięcie niedoskonałości.
Kolejny punkt to ogólny, zewnętrzny stan techniczny. Jeśli maszyna jest zaniedbana, ma liczne braki w oświetleniu, połamane błotniki, przewody mocowane na opaski zaciskowe, można przypuszczać, że poprzedni właściciel w podobny sposób ją serwisował. Nie wróży to nic dobrego, bo układy hydrauliczne wrażliwe są na nieregularną obsługę.
Pierwszym poważnym punktem oględzin powinno być sprawdzenie układu hydraulicznego. Wielu skupia się w pierwszej kolejności na silniku, a jak mówią specjaliści, zajmujący się ładowarkami, jednostka napędowa to najłatwiejszy do naprawiy podzespół.
Po uruchomieniu należy sprawdzić wszystkie funkcje hydrauliczne teleskopu, unoszenie, wysuwanie itd. Należy także łączyć funkcje, jeździć maszyną i skręcać. Podczas prób hydraulika powinna działać cicho, płynnie i co najważniejsze – nie może dławić silnika. Poza tym zwiększenie obrotów silnika powinno mieć wpływ na szybkość pracy teleskopu.
Kolejny krok to sprawdzenie układu jezdnego. Wszystkie biegi i zmiana kierunku jazdy powinny odbywać się płynnie i bez szarpnięć. Trzeba także dynamicznie zmieniać kierunek jazdy na twardym podłożu. Metaliczne, jednorazowe stuknięcie świadczy o luzach w zawieszeniu osi tylnej.
Warto wbić się w pryzmę, np. ziemi i próbować unieść łyżkę, aby tylne koła były w powietrzu (w nowszych ładowarkach trzeba dezaktywować układ przeciążenia). Wtedy łatwo ocenić luzy w zawieszeniu osi, a także ocenić zużycie łożysk ślizgowych na mocowaniu zwrotnic i końcówkach drążków kierowniczych. Unosząc się na łyżce, w taki sam sposób ocenimy kondycję osi przedniej.
Kontroluj luzy
Kolejny punkt to ocena luzów na karetce mocowania osprzętu. Nie należy się nimi mocno przejmować, bo są one następstwem normalnej eksploatacji. Warto zorientować się, jaki jest koszt wymiany wszystkich tulei w układzie mocowania osprzętu. Jeśli luzy są spore, konieczna może okazać się także wymiana sworzni. Sytuacja jest trudna, gdy otwory pod sworznie są rozkalibrowane, wtedy nakład pracy i koszt naprawy jest znacznie większy.
O kosztach takiej naprawy w największej mierze decyduje dostępność zamienników o dobrej jakości. Jeśli zdecydujemy się na zakup tulei i sworzni w autoryzowanym serwisie, koszt może wynieść nawet kilka tysięcy złotych.
Luzy należy sprawdzić także na wszystkich połączeniach siłowników hydraulicznych i na głównym mocowaniu teleskopu. W tym celu najlepiej wysunąć teleskop i próbować pobujać nim w prawo i lewo. Jeśli konieczna będzie wymiana tulei głównego mocowania teleskopu do ramy ładowarki, trzeba liczyć się ze znacznie większym nakładem pracy. Podczas tej próby można ocenić także kondycję elementów ślizgowych teleskopu.
Stan ogumienia często porównywany jest z przebiegiem. W przypadku ładowarek nie zawsze można się tym sugerować, wszystko zależy od tego, czy maszyna pracowała na utwardzonym podłożu. W takich warunkach opony mogą zużyć się całkowicie przy przebiegu nawet ok. 3,5 tys. h. Koszt kompletu nowych opon o popularnym rozmiarze 460/70 R24 to minimum 7 – 8 tys. zł netto.
Słabe punkty
Każda marka ma rozwiązania konstrukcyjne, na które trzeba zwrócić szczególną uwagę. W przypadku maszyn JCB ich piętą achillesową jest mocowanie teleskopu do ramy ładowarki. W intensywnie użytkowanych maszynach może dojść do pęknięcia masztu w tych miejscach.
Słabym punktem Merlo jest połączenie zwrotnic z osiami. Zastosowano tam tulejki z tworzywa i tzw. miseczki. Należy je regularnie smarować i profilaktycznie wymieniać np. co 2 tys. godzin. Koszt części wraz z robocizną to ok. 500 zł na koło. Jeśli elementy ślizgowe zużyją się i dojdzie do tarcia metalu o metal, koszty naprawy wzrosną.
Niedoskonałością maszyn Manitou jest krzyżak łączący silnik i przekładnię (silnik umieszczony poprzecznie do kierunku jazdy). Następstwem zużycia podzespołu jest charakterystyczne stukanie. Wymiana krzyżaka na nowy zapewnia kilkaset godzin spokojnej pracy, po ich upływie niepokojący odgłos powraca.
Jaką maszynę kupić?
Przed wyborem konkretnego modelu ładowarki trzeba określić jej podstawowe parametry. Najważniejsze z nich to wymiary zewnętrzne. Warunkują je rozmiary pomieszczeń i otworów drzwiowych w budynkach w których ma pracować ładowarka. Dużą popularnością cieszą się maszyny o szerokości 2 m i wysokości nieznacznie przekraczającej 2 m. Te kompaktowe maszyny mają udźwig ok. 3 t i maksymalną wysokość podnoszenia ok. 6 m. Popularne modele w tym segmencie to Merlo 32.6, Claas Scorpion 6030, JCB 526 56.
Kolejny parametr to wysokość podnoszenia. Ważne, aby przy wyborze konkretnego modelu nie kierować się wyłącznie długością masztu. Wielu producentów oferuje maszyny z takim samym rozstawem osi, jak maszyna klasy 7-m, ale z krótszą ramą i teleskopem (maksymalna wysokość podnoszenia ok. 6 m). Te maszyny wyróżniają się większym udźwigiem w całym zakresie podnoszenia. Poza tym dzięki krótszej ramie ładowarka jest zwrotniejsza. W przypadku maszyn JCB porównuje się w taki sposób model 531 70 i 536 60.
Kolejny czynnik to moc silnika. Specjaliści uważają, że wystarczająca jest moc 100–110 KM. Silniki o większej mocy spalają znacznie więcej paliwa. Parametrem dużo bardziej ważnym jest wydajność hydrauliki, np. 140 l/min.
Kolejny czynnik to układ napędowy. Panuje przekonanie, że maszyny z przekładnią powershift znacznie lepiej radzą sobie z ciągnięciem obciążonych przyczep niż maszyny wyposażone w hydrostat. Po części to prawda, jednak pamiętać trzeba, że żadna ładowarka nie została stworzona do ciągnięcia przyczep. Maszyny z hydrostatem są znacznie bardziej komfortowe podczas precyzyjnych prac w budynkach.
Ceny popularnych modeli
Dużym zainteresowaniem cieszą się maszyny JCB. Model 531 70 Agri Plus o mocy silnika 130 KM z 2012 r. sprzedający wycenił na 135 tys. zł netto. Ładowarka miała przebieg niespełna 5 tys. h i niemal nowe opony. Bogato wyposażony model JCB 536 60 Agri Xtra z 2008 roku sprzedający wycenił na 124 tys. zł brutto. Maszyna miała przebieg poniżej 5 tys. h, silnik o mocy 130 KM, hydraulikę 140 l/min, przekładnię powershift 6 biegów, prędkość 40 km/h i układ ważenia ładunku.
W przypadku maszyn Manitou dużym wzięciem cieszą się maszyny MLT 634 120 LSU. Za taką maszynę z 2005 roku sprzedający żądał niespełna 88 tys. zł brutto. Jej stan techniczny z zewnątrz był dobry, niestety przebieg nie był znany. Maszyna z nieco większym rozstawem osi MLT 735 120 LSU z 2013 roku i przebiegiem niemal 6,5 tys. h kosztowała 114 tys. zł netto.
Maszyna przyciągała oko bardzo dobrym wyglądem zewnętrznym, jednak ogumienie kwalifikowało się do wymiany.
Za Merlo 32.6 z 2008 r. z przebiegiem 4,5 tys. h sprzedający żądał 99 tys. zł netto. To kompaktowych rozmiarów ładowarka, idealna do pracy w kurnikach. Sporych rozmiarów Claas Scorpion 7040 Varipower z 2007 roku został wyceniony na 96 tys. zł. netto. Maszyna zewnętrznie wymagała wkładu finansowego i zakupu nowego ogumienia.
Ciekawą ofertą był Deutz-Fahr Agrovector 33.7. Za maszynę z 2016 r., z przebiegiem niespełna 5,5 tys. h, sprzedajacy żądał 149 tys. zł netto. Atutem ładowarki był silnik bez DPF i katalizatora SCR oraz wydajna hydraulika 150 l/min.
Znana historia serwisowa
Sprzedażą ładowarek teleskopowych zajmuję się od 8 lat – mówi Daniel Błażejewski, właściciel firmy Agri Bud z miejscowości Ratyń w Wielkopolsce. Sztandarową marką w ofercie są maszyny JCB, na plac firmy trafiają także ładowarki Merlo, Manitou i Claas oraz sporadycznie inne marki. – W pozyskiwaniu nowych klientów najważniejsza dla mnie jest poczta pantoflowa – mówi przedsiębiorca. Dlatego każda maszyna, zanim trafi do ogłoszenia, jest dokładnie weryfikowana w warsztacie firmy. – Kupuję maszyny głównie z serwisów z Anglii, Niemiec i Francji – zaznacza Błażejewski. Maszyny kupowane od stałych zagranicznych kontrahentów mają znaną historię serwisową, ta wiedza daje obraz stanu technicznego i zużycia maszyny.
– Z roku na rok przybywa rolników, którzy chcą, aby serwisować i wykonywać bieżące naprawy w ładowarkach, które kupili w mojej firmie – mówi Błażejewski.
Największym zainteresowaniem cieszą się ładowarki z przedziału 100–120 tys. zł netto – informuje przedsiębiorca. Gorzej sprzedają się młodsze maszyny, w cenie powyżej 150 tys. zł. netto. Dużym powodzeniem cieszy się starszy sprzęt z przedziału 60–70 tys. zł, ale stan takich maszyn bardzo często pozostawia wiele do życzenia.
Autor: Dawid Konieczka
W temacie maszyn używanych, tym razem bliżej przyglądamy się ładowarkom teleskopowym. Maszyny tej konstrukcji to sztandarowy sprzęt w gospodarstwach hodowlanych. Poza typowymi pracami załadunkowymi można je wykorzystać wszechstronnie, począwszy od pomocy w pracach budowlanych, na pielęgnacji gałęzi drzew kończąc.
Szeroki wybór
Każda z marek ma słabe punkty – wskażemy je nieco później. Decydując się na kupno używanej ładowarki, nieważne jakiej marki, trzeba zwrócić uwagę na kilka stałych punktów. Zasada jest taka: wszelkie łatwo zauważalne niedoskonałości, np. luzy na sworzniach karetki mocowania osprzętu, czy luzy na drążkach układu kierowniczego to najniższe koszty, z jakimi trzeba się liczyć, kupując używaną maszynę.
Decyzji o kupnie nie można podejmować pochopnie. W obrębie każdej marki trzeba obejrzeć kilka maszyn i porównać ich wyposażenie i możliwości. Każda z marek ma kilka wersji wyposażenia, które różnią się mocą silnika i wydajnością pompy hydraulicznej. Zdradzają to takie szczegóły, jak np. stały przepływ na gniazdach zasilania osprzętu, czy funkcja pływająca osprzętu itd.
Pierwsze wrażenie
Na początek trzeba sprawdzić, czy w miejscu, gdzie zaparkowana była maszyna, nie ma plam oleju. Każdy wyciek to pretekst do zbicia ceny, oczywiście, wszystko zależy od nakładu robocizny na usunięcie niedoskonałości.
Kolejny punkt to ogólny, zewnętrzny stan techniczny. Jeśli maszyna jest zaniedbana, ma liczne braki w oświetleniu, połamane błotniki, przewody mocowane na opaski zaciskowe, można przypuszczać, że poprzedni właściciel w podobny sposób ją serwisował. Nie wróży to nic dobrego, bo układy hydrauliczne wrażliwe są na nieregularną obsługę.
Pierwszym poważnym punktem oględzin powinno być sprawdzenie układu hydraulicznego. Wielu skupia się w pierwszej kolejności na silniku, a jak mówią specjaliści, zajmujący się ładowarkami, jednostka napędowa to najłatwiejszy do naprawiy podzespół.
Po uruchomieniu należy sprawdzić wszystkie funkcje hydrauliczne teleskopu, unoszenie, wysuwanie itd. Należy także łączyć funkcje, jeździć maszyną i skręcać. Podczas prób hydraulika powinna działać cicho, płynnie i co najważniejsze – nie może dławić silnika. Poza tym zwiększenie obrotów silnika powinno mieć wpływ na szybkość pracy teleskopu.
Kolejny krok to sprawdzenie układu jezdnego. Wszystkie biegi i zmiana kierunku jazdy powinny odbywać się płynnie i bez szarpnięć. Trzeba także dynamicznie zmieniać kierunek jazdy na twardym podłożu. Metaliczne, jednorazowe stuknięcie świadczy o luzach w zawieszeniu osi tylnej.
Warto wbić się w pryzmę, np. ziemi i próbować unieść łyżkę, aby tylne koła były w powietrzu (w nowszych ładowarkach trzeba dezaktywować układ przeciążenia). Wtedy łatwo ocenić luzy w zawieszeniu osi, a także ocenić zużycie łożysk ślizgowych na mocowaniu zwrotnic i końcówkach drążków kierowniczych. Unosząc się na łyżce, w taki sam sposób ocenimy kondycję osi przedniej.
Kontroluj luzy
Kolejny punkt to ocena luzów na karetce mocowania osprzętu. Nie należy się nimi mocno przejmować, bo są one następstwem normalnej eksploatacji. Warto zorientować się, jaki jest koszt wymiany wszystkich tulei w układzie mocowania osprzętu. Jeśli luzy są spore, konieczna może okazać się także wymiana sworzni. Sytuacja jest trudna, gdy otwory pod sworznie są rozkalibrowane, wtedy nakład pracy i koszt naprawy jest znacznie większy.
O kosztach takiej naprawy w największej mierze decyduje dostępność zamienników o dobrej jakości. Jeśli zdecydujemy się na zakup tulei i sworzni w autoryzowanym serwisie, koszt może wynieść nawet kilka tysięcy złotych.
Luzy należy sprawdzić także na wszystkich połączeniach siłowników hydraulicznych i na głównym mocowaniu teleskopu. W tym celu najlepiej wysunąć teleskop i próbować pobujać nim w prawo i lewo. Jeśli konieczna będzie wymiana tulei głównego mocowania teleskopu do ramy ładowarki, trzeba liczyć się ze znacznie większym nakładem pracy. Podczas tej próby można ocenić także kondycję elementów ślizgowych teleskopu.
Stan ogumienia często porównywany jest z przebiegiem. W przypadku ładowarek nie zawsze można się tym sugerować, wszystko zależy od tego, czy maszyna pracowała na utwardzonym podłożu. W takich warunkach opony mogą zużyć się całkowicie przy przebiegu nawet ok. 3,5 tys. h. Koszt kompletu nowych opon o popularnym rozmiarze 460/70 R24 to minimum 7 – 8 tys. zł netto.
Słabe punkty
Każda marka ma rozwiązania konstrukcyjne, na które trzeba zwrócić szczególną uwagę. W przypadku maszyn JCB ich piętą achillesową jest mocowanie teleskopu do ramy ładowarki. W intensywnie użytkowanych maszynach może dojść do pęknięcia masztu w tych miejscach.
Słabym punktem Merlo jest połączenie zwrotnic z osiami. Zastosowano tam tulejki z tworzywa i tzw. miseczki. Należy je regularnie smarować i profilaktycznie wymieniać np. co 2 tys. godzin. Koszt części wraz z robocizną to ok. 500 zł na koło. Jeśli elementy ślizgowe zużyją się i dojdzie do tarcia metalu o metal, koszty naprawy wzrosną.
Niedoskonałością maszyn Manitou jest krzyżak łączący silnik i przekładnię (silnik umieszczony poprzecznie do kierunku jazdy). Następstwem zużycia podzespołu jest charakterystyczne stukanie. Wymiana krzyżaka na nowy zapewnia kilkaset godzin spokojnej pracy, po ich upływie niepokojący odgłos powraca.
Jaką maszynę kupić?
Przed wyborem konkretnego modelu ładowarki trzeba określić jej podstawowe parametry. Najważniejsze z nich to wymiary zewnętrzne. Warunkują je rozmiary pomieszczeń i otworów drzwiowych w budynkach w których ma pracować ładowarka. Dużą popularnością cieszą się maszyny o szerokości 2 m i wysokości nieznacznie przekraczającej 2 m. Te kompaktowe maszyny mają udźwig ok. 3 t i maksymalną wysokość podnoszenia ok. 6 m. Popularne modele w tym segmencie to Merlo 32.6, Claas Scorpion 6030, JCB 526 56.
Kolejny parametr to wysokość podnoszenia. Ważne, aby przy wyborze konkretnego modelu nie kierować się wyłącznie długością masztu. Wielu producentów oferuje maszyny z takim samym rozstawem osi, jak maszyna klasy 7-m, ale z krótszą ramą i teleskopem (maksymalna wysokość podnoszenia ok. 6 m). Te maszyny wyróżniają się większym udźwigiem w całym zakresie podnoszenia. Poza tym dzięki krótszej ramie ładowarka jest zwrotniejsza. W przypadku maszyn JCB porównuje się w taki sposób model 531 70 i 536 60.
Kolejny czynnik to moc silnika. Specjaliści uważają, że wystarczająca jest moc 100–110 KM. Silniki o większej mocy spalają znacznie więcej paliwa. Parametrem dużo bardziej ważnym jest wydajność hydrauliki, np. 140 l/min.
Kolejny czynnik to układ napędowy. Panuje przekonanie, że maszyny z przekładnią powershift znacznie lepiej radzą sobie z ciągnięciem obciążonych przyczep niż maszyny wyposażone w hydrostat. Po części to prawda, jednak pamiętać trzeba, że żadna ładowarka nie została stworzona do ciągnięcia przyczep. Maszyny z hydrostatem są znacznie bardziej komfortowe podczas precyzyjnych prac w budynkach.
Ceny popularnych modeli
Dużym zainteresowaniem cieszą się maszyny JCB. Model 531 70 Agri Plus o mocy silnika 130 KM z 2012 r. sprzedający wycenił na 135 tys. zł netto. Ładowarka miała przebieg niespełna 5 tys. h i niemal nowe opony. Bogato wyposażony model JCB 536 60 Agri Xtra z 2008 roku sprzedający wycenił na 124 tys. zł brutto. Maszyna miała przebieg poniżej 5 tys. h, silnik o mocy 130 KM, hydraulikę 140 l/min, przekładnię powershift 6 biegów, prędkość 40 km/h i układ ważenia ładunku.
W przypadku maszyn Manitou dużym wzięciem cieszą się maszyny MLT 634 120 LSU. Za taką maszynę z 2005 roku sprzedający żądał niespełna 88 tys. zł brutto. Jej stan techniczny z zewnątrz był dobry, niestety przebieg nie był znany. Maszyna z nieco większym rozstawem osi MLT 735 120 LSU z 2013 roku i przebiegiem niemal 6,5 tys. h kosztowała 114 tys. zł netto.
Maszyna przyciągała oko bardzo dobrym wyglądem zewnętrznym, jednak ogumienie kwalifikowało się do wymiany.
Za Merlo 32.6 z 2008 r. z przebiegiem 4,5 tys. h sprzedający żądał 99 tys. zł netto. To kompaktowych rozmiarów ładowarka, idealna do pracy w kurnikach. Sporych rozmiarów Claas Scorpion 7040 Varipower z 2007 roku został wyceniony na 96 tys. zł. netto. Maszyna zewnętrznie wymagała wkładu finansowego i zakupu nowego ogumienia.
Ciekawą ofertą był Deutz-Fahr Agrovector 33.7. Za maszynę z 2016 r., z przebiegiem niespełna 5,5 tys. h, sprzedajacy żądał 149 tys. zł netto. Atutem ładowarki był silnik bez DPF i katalizatora SCR oraz wydajna hydraulika 150 l/min.
Znana historia serwisowa
Sprzedażą ładowarek teleskopowych zajmuję się od 8 lat – mówi Daniel Błażejewski, właściciel firmy Agri Bud z miejscowości Ratyń w Wielkopolsce. Sztandarową marką w ofercie są maszyny JCB, na plac firmy trafiają także ładowarki Merlo, Manitou i Claas oraz sporadycznie inne marki. – W pozyskiwaniu nowych klientów najważniejsza dla mnie jest poczta pantoflowa – mówi przedsiębiorca. Dlatego każda maszyna, zanim trafi do ogłoszenia, jest dokładnie weryfikowana w warsztacie firmy. – Kupuję maszyny głównie z serwisów z Anglii, Niemiec i Francji – zaznacza Błażejewski. Maszyny kupowane od stałych zagranicznych kontrahentów mają znaną historię serwisową, ta wiedza daje obraz stanu technicznego i zużycia maszyny.
– Z roku na rok przybywa rolników, którzy chcą, aby serwisować i wykonywać bieżące naprawy w ładowarkach, które kupili w mojej firmie – mówi Błażejewski.
Największym zainteresowaniem cieszą się ładowarki z przedziału 100–120 tys. zł netto – informuje przedsiębiorca. Gorzej sprzedają się młodsze maszyny, w cenie powyżej 150 tys. zł. netto. Dużym powodzeniem cieszy się starszy sprzęt z przedziału 60–70 tys. zł, ale stan takich maszyn bardzo często pozostawia wiele do życzenia.
Autor: Dawid Konieczka