Opryski w sadach - Jak poprawić efektywność zabiegu?

Dodano: 22.09.2021, 00:00


Czy jakość wykorzystywanych dysz ma wpływ na wykonywanie oprysków? Jak poprawić efektywność nie przekraczając zalecanych dawek?
Jak wybrać najlepszy opryskiwacz do polowej uprawy warzyw?

Czy jakość wykorzystywanych dysz ma wpływ na wykonywanie oprysków? Jak poprawić efektywność nie przekraczając zalecanych dawek?


Rozpylacze wirowe zniknęły z wyposażenia opryskiwaczy polowych dawno temu. Dzisiaj zaledwie kilka procent opryskiwaczy z poziomą belką stosuje jeszcze ten typ rozpylaczy – ale są one zazwyczaj wyposażone w pomocniczy strumień powietrza lub gęściej rozmieszczone na belce opryskowej. Stało się tak, gdyż za uzyskanie stosunkowo jednorodnych kropli trzeba było zapłacić nierównomiernym opryskiwaniem i utratą sporej części cieczy z kropli bardzo drobnych. Popularne rozpylacze wirowe w tamtym okresie pracowały przy ciśnieniu powyżej 5 barów. Niektóre z dostępnych aktualnie dysz wirowych pracują już poprawnie od ciśnienia na poziomie 2 barów, co zapewnia dwie korzyści: bardzo jednorodne krople z dobrym efektem pokrycia oraz mały potencjał znoszenia/utraty oprysku spowodowanego nieosiadaniem bardzo drobnych kropli.



Sadownicy w dalszym ciągu chcą chronić swoje sady dyszami wirowymi, lecz bardzo niewielu z nich ma odwagę i możliwości korzystania z opryskiwania przy ciśnieniu poniżej 5 barów…


Ciśnienie opryskiwania


Co jest przyczyną tego, że większość sadowników odruchowo ustawia opryskiwacz na wysokie ciśnienie opryskiwania? Odpowiedź jest prosta – najczęściej zbyt ubogo wyposażony opryskiwacz, a w szczególności bez:



Cyfrowego miernika ciśnienia podającego odczyt z dokładnością do jednego miejsca po przecinku – np. 2,7 bara. Małe i niedokładne manometry o zakresie do 25 barów nie pozwalają na poprawny odczyt ciśnienia poniżej 5 barów. Pełnią funkcję jedynie w zakresie wskaźnika informującego o tym, czy jest ciśnienie, czy go nie ma. Praca takim opryskiwaczem przypomina zabawę w ciuciubabkę na inne fanty: "utrafię z dawką czy nie".




Wspomagania mieszania cieczy dyszami/pompami strumieniowymi wykorzystującymi nadmiarową ciecz z powrotu (przelew) – a przecież to proste rozwiązanie pozwala na bezpieczną pracę opryskiwacza z dowolnie niskim ciśnieniem.




Automatycznej regulacji w oparciu o wskazania z czujnika przepływu, będącego gwarantem utrzymania stałej dawki. Posługiwanie się wszelkiego rodzaju mechanicznymi regulatorami ciśnienia – a szczególnie tymi, w których elementem pomiarowym jest tłok, a nie membrana – zawodzi z dokładnością i powtarzalnością po uwrociach w niskich zakresach ciśnienia.



Sprawnych korpusów równo otwierających wypływ przy ciśnieniu do 1 bara. Najczęściej występujące w opryskiwaczach korpusy "bezmarkowe" (czytaj: włosko-chińskie) potrafią blokować wypływ do 3 barów i powyżej. W takim korpusie wypływ cieczy będzie zakłócony nawet z najlepszej dyszy.



Dobrej jakości rozpylaczy. Rozpylacze o przeciętnej jakości potęgują rozbieżne dozowanie opryskiwacza na stromej charakterystyce wydajności dysz w niskim zakresie ciśnienia do 5 barów. Dopiero przy wyższym ciśnieniu charakterystyka wydajności rozpylaczy się spłaszcza i wtedy nawet dla niskiej jakości dysz występują mniejsze rozbieżności w zakresie dozowania w skali l/ha.



Komputera czytającego dane z przepływomierza. Jeśli dysza się przytka, to ciśnienie wzrasta przy stałej prędkości. To jest pewna kontrola poprawności aplikacji. Instalowanie dodatkowego oświetlenia ledowego nie pomaga ustrzec się przed złą aplikacją, gdyż w opryskiwaczu z ustawionym ciśnieniem opryskiwania zgodnie z jego referencyjną wartością dla danej dyszy prawie nie widać wylatującej cieczy.



Kolejnym błędem prowadzącym do aplikacji przy za wysokim ciśnieniu jest zbyt duża prędkość opryskiwania w stosunku do prędkości minimalnej na uwrociu. Jeśli ono jest krótkie i wymaga zwolnienia, np. do 4 km/godz., to opryskiwacz powinien być tak ustawiony, żeby przy tej prędkości regulator (komputer) redukował jego wartość do najmniejszej wartości gwarantującej jeszcze poprawny oprysk – czyli w przypadku nowoczesnych dysz będzie to wartość 2 barów. Daje to szansę na utrzymanie opryskiwania w zakresie akceptowalnego ciśnienia przy osiągnięciu docelowej prędkości np. 7 km/godz. i więcej. Ci sadownicy, którzy chcą jeździć jeszcze szybciej, muszą od razu zmienić dysze wirowe na inne o nieco grubszej kropli – np. o strumieniu płaskim. Jeśli ciśnienie na uwrociu wynosi np. 5–7 barów, to potem przy dojściu do większej docelowej prędkości opryskiwania ciśnienie dochodzi do takiego poziomu, że połowa wypryskiwanej cieczy nie osiada tam, gdzie powinna być i jest tracona!



Jakość rozpylaczy


Mimo że na rynku popularne są dysze wirowe z materiału ceramicznego, to chciałbym Państwa zainteresować także takimi dyszami wykonanymi ze stali szlachetnej. Na czym polega atrakcyjność zastosowania dysz ze stali w porównaniu do ceramicznych? Głównie na tym, że:



Po wykonaniu opryskiwania na dyszach ceramicznych wytrącają się osady pochodzące z odparowanej wody i rozpuszczonych w niej środków chemicznych. Dla dysz ceramicznych najlepiej by było, aby bez przerwy pracowały lub były w wodzie. Wytrącane związki kamienia na ceramicznych elementach dyszy zakłócają jakość rozpylania i w zależności od twardości wody po sezonie powinny być wymienione. Mimo że ich przekroje nie noszą śladów zużycia, to jednak przyklejone osady psują jakość rozpylania. Próba usunięcia ich mechanicznie zazwyczaj kończy się uszkodzeniem precyzyjnych krawędzi lub kanałów z kruchej ceramiki. W dyszach ze stali szlachetnej łatwiej jest usunąć kamień, używając związków rozpuszczających kamień i czyszcząc je szczotką.




W opryskiwaczach polowych pracujących w zakresie ciśnienia od 2 do 8 barów dysze ze stali szlachetnej mają dłuższą od ceramicznych żywotność – w sensie praktycznym w okresie kilku sezonów (mam na myśli wrażliwość na uszkodzenia mechaniczne od przymrozków itp.). Znajduje to odzwierciedlenie w ich cenach – średnio o 30% wyższych w stosunku do ceramicznych.




Tradycyjne dysze ceramiczne trudniej jest utrzymać w najwyższym reżimie jakościowym ze względu na skurcze materiału w procesie wypalania – pierwotna bryła dyszy do wypalenia w piecu kurczy się wielokrotnie, niekoniecznie równomiernie i stąd odsetek odpadów produkcyjnych jest duży, lecz nie zawsze złomowany, gdyż może być wykorzystany w aplikacjach nie związanych z opryskiwaniem środkami ochrony roślin – np. do wodnego czyszczenia sit w oczyszczalniach ścieków itp. Oczywiście jako materiał odpadowy stanowi atrakcyjny cenowo towar i tworzy pokusę łatwego zarobku na niekontrolowanym w połowie Europy rynku.


Jeśli ogólne normy na dysze akceptują jakość opisaną 7% współczynnikiem zmienności natężenia wypływu (rozkład na opryskiwanej powierzchni ma odchyłki od średniej wartości +/– 15%) i gdyby dostawcy dysz na nasz rynek oferowali tej klasy towar, to by było bardzo dobrze. Te same dysze ze stali szlachetnej wykonane obróbką skrawaniem z łatwością uzyskują powtarzalne parametry jakościowe z 2 razy większą dokładnością – czyli ich zmienność wypływu mieści się w 3% współczynniku zmienności, co można przełożyć na powłokę nanoszoną z dokładnością +/– 7%.




I tu jest sedno tej idei: niewiele droższe dysze ze stali szlachetnej nakładają w najgorszych obszarach powłokę z ubytkiem 7%, podczas gdy ceramiczne firmowe z atestem ten ubytek czynią 2 razy większy, czyli +/– 15%. Dysze ceramiczne najtańsze na rynku z całą pewnością ten ubytek czynią nawet o 30–50% większy. Okazuje się, że na niektórych fragmentach korony nakładają powłokę nawet o 40–50% większą od średniej, a na innych – o 50% mniejszą ilość preparatu od średniej wartości dawki na hektar, mimo że wydaje się, że przecież tak ładnie "pylą". Przekładając to już na konkrety, możemy mieć sytuację, że np. niektóre kolonie mszycy otrzymują dawkę preparatu w wielkości 150%, a inne dostaną zaledwie 50% tej dawki tylko z powodu słabej jakości rozpylaczy. Na te niedoskonałości nakładają się również opisane wcześniej błędy, w związku z czym te rozbieżności jeszcze wzrastają.



Jakie są potem tego skutki, to większość sadowników potrafi sobie dokładnie wyobrazić. Są one później opisywane w komentarzach w mediach społecznościowych, np. że niektóre preparaty działają dopiero jak się zwiększy dawkę... itp. Nikomu nie przychodzi do głowy, że może to być wina złego ustawienia opryskiwacza oraz tego, że jeśli tacy sadownicy mają jako priorytet kupować wszystko, co najtańsze, to prawdopodobnie jest tak, że kupują preparaty najtańsze z dystrybucji niekoniecznie legalnej i dysze też kupują najtańsze… W ten sposób od lat nie ma postępu w technice opryskiwania. Rządzi zasada "żeby był efekt, trzeba dawać więcej" i zupełnie niepotrzebnie narażają swoją produkcję, zwiększając w sposób niedozwolony dawki hektarowe i wydawane sumy pieniędzy. Skutki takiego działania są różne, ale pewne jest, że taki system nie sprzyja wyprodukowaniu czystego towaru bez pozostałości o satysfakcjonującym plonie.



Może zatem lepiej poprawić technikę opryskiwania, minimalizując starty i kupując precyzyjne rozpylacze przy stosowaniu standardowych dawek preparatów z gwarantowanym skutkiem?




Jednorodność kropli


Oprócz parametrów makro opisanych wcześniej dokładnością dystrybucji poprzecznej cieczy, niezwykle ważna jest również jakość rozpylonej cieczy mierzona wielkością rozrzutu kropli w przedziale 80% skupionych wokół ich średniej średnicy. Jest ogólna zasada: tanie dysze nie mają wysokiej jednorodności kropli.




W liczbach ten parametr przyciąga mało uwagi – wiadomo, że obrazki są czytelniejsze. Załączona grafika przedstawia obraz fotograficzny jakości rozpylenia z dysz niskiej jakości na szkiełko mikroskopu pokryte olejem. Jak na to patrzeć i jak to ocenić? Proponuję tradycyjnie – poprzez rozrzut wielkości średnic kropli.



Na zdjęciu najwięcej jest kropli malutkich (jest to prawdopodobnie zakres od 20 do 70 μm), które nie będą osadzone na opryskiwanej powierzchni drzewa, gdyż ruchem tych kropli rządzi strumień powietrza i te krople przelecą za koronę i osiądą na ziemi lub do tego czasu odparują, a więc zostaną stracone. Pomimo, że tych kropli jest najwięcej, to jednak strata będzie niewielka – bo one zawierają malutką objętość cieczy. Jaką?



Tu możemy szacować: jeśli uznamy, że ich średnica jest 2 razy mniejsza od wzorcowej jednostki (kolor niebieski = 1 jednostka objętości), to stosunek cieczy, jaką zawierają w stosunku do objętości kuli wzorcowej, wynosi w przybliżeniu 8 jednostek kropli wzorcowej. Czyli wszystkie krople zbyt drobne, żeby osiąść na opryskiwanej powierzchni, ukradną równowartość cieczy 8 kropli wzorcowych.



Bardziej dla nas będzie istotne, ile w takim razie wynosi objętość 3 kropli o średnicy największej – szacunkowo wynoszącej 5 jednostek średnicy kropli wzorcowej?



Otóż 3 krople największe ukradną równowartość cieczy 375 jednostek objętości kropli wzorcowej! Zostanie po nich co najwyżej kilka śladów z preparatem



Jeżeli zatem uznamy, że na analizowanym fragmencie strumienia kropli o średnicy zbliżonej do kropli wzorcowej jest około 20 i do tego dodamy ślady, jakie pozostawią krople zbyt duże, które mogą się rozbić na mniejsze i zostawić ślad, to mamy osadzoną ilość cieczy odpowiadającą około 27 jednostkom objętości kropli wzorcowej.


Posumowanie


Na rozpatrywanym fragmencie obrazu cieczy rozpylonej ze słabej jakości rozpylaczy mamy do dyspozycji 8 + 375 +27 = 410 jednostek rozpylonej cieczy. Niestety, z tej objętości cieczy szanse na wykorzystanie i osadzenie preparatami kontaktowymi ma tylko 7–10% rozpylonej cieczy!




W przypadku opryskiwania preparatami układowymi i nawozami możemy uzyskać lepszy efekt dzięki lokalnemu wielokrotnemu przedawkowaniu z dużych kropli – czasem może to pogorszyć jakość owoców poprzez oparzenia.



Wynik przedstawionej analizy jakości rozpylenia może być ilustracją zgubnego szukania oszczędności przy zakupach dysz, o których nic nie wiadomo, poza tym, że są tanie. Dotyczy to także nowych opryskiwaczy wyposażanych w dysze bez certyfikatu. Pamiętajmy, że za produkcję żywności odpowiada sadownik i nie ma tłumaczenia – że "takie mi sprzedali".



Zastanówmy się, co by było, gdyby w nowym sezonie wszyscy przyłożyli się do właściwego ustawienia parametrów opryskiwania i zakupili dysze dobrej jakości, kilkukrotnie poprawiając ilość osadzanej cieczy, a przy okazji zmniejszyliby dawki środków ochrony przynajmniej do wartości minimalnych zalecanych na etykietach. To dopiero oznaczałoby, że zaczynamy na serio myśleć o produkcji zdrowszej żywności i ochronie środowiska. Być może nie wszyscy byliby z tego zadowoleni, ale całe zagłębie sadownicze zredukowałoby znacznie zużycie chemii i wtedy moglibyśmy się poszczycić fenomenem czołowych producentów ogromnej ilości zdrowej żywności... Można pomarzyć?

 

Mogą Cię zainteresować:

« wróć do listy artykułów
Do góry